Agnieszka Kołodyńska: W ile fotograficznych
podróży musiał wyruszyć autor zdjęć do "Podróży przez
Dolny Śląsk"? Długo trwała praca nad zdjęciami do
albumu?
Stanisław Klimek: Zasadniczo pracowaliśmy nad tym albumem
cały rok. Najpierw wymyśliliśmy koncepcję. Mariusz Urbanek
przedstawił listę obiektów, które trzeba sfotografować.
Później załatwiałem zgody właścicieli na fotografowanie
niektórych wnętrz. Podróży po Dolnym Śląsku trochę było.
Chyba 30, a może nawet 40. Czasem jeździłem w jedno miejsce
kilka razy, by zrobić to samo zdjęcie o innej porze dnia
lub roku. Do niektórych miejscowości wybierałem się po
jedną fotografię, jak na przykład do Szklarskiej Poręby,
gdzie trwały zawody narciarskie. Potrzebowaliśmy zdjęcia
przedstawiającego narciarzy. W sumie do albumu zrobiłem
ponad 10 tys. zdjęć. Później przeprowadziłem ostrą selekcję
i zostały te, które można oglądać w "Podróżach ".
Pana wydawnictwo Via Nova specjalizuje się w albumach
przedstawiających ten region i Wrocław, także przedwojenny
Skąd zainteresowanie tym regionem?
- Pierwszy album o Dolnym Śląsku wydaliśmy w 1998 roku,
pięć lat wcześniej powstał pierwszy album o Wrocławiu.
Ja robiłem zdjęcia, a tekst pisał Rafał Eysymontt. W serii
"Architektura i historia" ukazały się albumy
poświęcone Wrocławiowi, Zamkowi Książ. Zrobiliśmy też
album o trzebnickim sanktuarium św. Jadwigi.
Zainteresowanie regionem było konsekwencją zainteresowania
Wrocławiem, zwłaszcza niezwykłą i częściowo nieznaną historią
tego miasta. Praca w Muzeum Architektury pozwoliła mi
zafascynować się tym miastem, w którym podczas studiów
czułem się jeszcze bardzo obco.
W "Podróżach " nie ma zdjęć samej tylko
architektury i zabytków. Są też zdjęcia ludzi i wydarzeń.
Zobaczymy miłośników rocka gotyckiego z Bolkowa, harleyowców
na wrocławskim Rynku, płuczących złoto w Złotoryi Odezwała
się w Panu żyłka fotoreporterska?
- Niezupełnie. Założyliśmy, że takie zdjęcia muszą w
albumie być. Robiłem je podczas imprez, na nikogo specjalnie
nie czyhałem z aparatem. Uczestnicy Castle Party w Bolkowie
wręcz pozują do fotografii, pokazują swoje stroje, robią
rewię Nie lubię robić ludziom zdjęć znienacka. Ten typ
fotografii nie leży w mojej naturze.
Czym Pan fotografuje?
- Zdjęcia do tego albumu robiłem nowym, cyfrowym sprzętem.
Wcześniej fotografowałem drewnianym, wielkoformatowym
aparatem. Kupiłem specjalny obiektyw z przesuwną osią
optyczną (tzw. shiftem), który sprawdza się przy zdjęciach
architektury. Prostuje perspektywę i linie pionowe w fotografowanych
obiektach.
Canon czy Nikon?
- Canon. Wreszcie doczekałem się aparatu cyfrowego z
pełną klatką.
Jak to się stało, że matematyk porzucił królową nauk
dla fotografii?
- Już na drugim roku studiów wiedziałem, że nie będę
zajmować się matematyką. Wtedy wydawało mi się to zajęciem
dla mnichów - żeby zostać matematykiem (nie nauczycielem
matematyki w szkole), trzeba odizolować się od świata
i wejść w wąską specjalizację. A fotografią interesowałem
się już w szkole średniej. Skończyłem matematykę stosowaną
na Politechnice Wrocławskiej, a potem wybrałem się na
Podyplomowe Studium Fotografii Naukowej i Technicznej
na Uniwersytecie Warszawskim. Później pracowałem przez
pięć lat w Muzeum Architektury i właściwie to mnie ukierunkowało.
Zacząłem fotografować architekturę.
Czy jest na Dolnym Śląsku jakieś szczególne, malownicze
miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć? Nie mówię,
że trzeba je mieć na fotografii, bo nie wszyscy potrafią
robić zdjęcia...
- Jest wiele wspaniałych miejsc, myślę tu zwłaszcza o
pięknych, nastrojowych krajobrazach Kotliny Jeleniogórskiej
czy Kotliny Kłodzkiej. Trzeba jednak zejść trochę z głównych
szlaków, by je zobaczyć. Dla mnie najpiękniejszą porą
jest jesień.
|