Kuriozalna sytuacja to wynik pośpiesznego otwarcia
mostu przez władze gminy. Malownicza przeprawa powstała
u stóp Trzech Koron. Łączy Sromowce Niżne ze słowackim
Czerwonym Klasztorem. 12 sierpnia wstęgę na kładce przecięli
z pompą polscy i słowaccy przedstawiciele władz. Ani
marszałek Janusz Sepioł, ani wicewojewoda Andrzej Mucha,
nie wiedzieli, że spacerowali wówczas po nielegalnie
użytkowanej konstrukcji. Wytknął to inwestorowi dopiero
kilka dni później Jan Gąsienica, powiatowy inspektor
nadzoru budowlanego w Nowym Targu. I zagroził karą.
- Gmina bezprawnie otworzyła kładkę. Nie wydaliśmy
przecież żadnej zgody na jej użytkowanie - wyjaśnia
Gąsienica. Gminny wniosek wpłynął do PINB na trzy dni
przed uroczystością. Nie dołączono jednak do niego wszystkich
wymaganych dokumentów, jak np. atestów materiałów budowlanych.
Dlatego PINB nie wydał decyzji. - Podoba mi się ta kładka,
ale gdybyśmy się zgodzili na jej użytkowanie i doszłoby
do jakiegoś nieszczęścia, to odpowiedzialność leżałaby
po naszej stronie - dodaje Gąsienica. O otwarciu kładki
miał dowiedzieć się dopiero z mediów. Nie nałożył żadnej
kary, ponieważ - jak przekonuje - kontrola nie nakryła
inwestora na gorącym uczynku. Do Sromowców Niżnych inspektorzy
przybyli dopiero w miniony wtorek. Tego samego dnia
gmina zamknęła przeprawę. Formalnie. Bo wczoraj mało
kto przejmował się gminnym zakazem, przechodząc po kładce
w obie strony.
- Tylko parę godzin wisiała jakaś taśma na moście.
Ktoś ją zerwał i dobrze zrobił! No, bo jak to tak: kładka
stoi, a my mamy chodzić po wodzie do Czerwonego Klasztoru?
Przecież 100 lat na nią czekaliśmy! - denerwuje się
właścicielka jednego z pensjonatów w Sromowcach Niżnych.
Malowniczy most z drewna wybudowała gmina Czorsztyn
we współpracy ze Słowakami. Większość kosztów pokryła
Unia Europejska. Wójt Lech Janczy przekonuje, że musiał
otworzyć kładkę, bo tego wymagały umowy związane z wydatkowaniem
środków europejskich. Bagatelizuje zarzuty nadzoru budowlanego.
- Zabrakło po prostu dobrej woli. Słowacy potrafili
warunkowo dopuścić kładkę do użytkowania, a u nas piętrzy
się biurokratyczne wymogi. Nie mogliśmy przecież otworzyć
tylko słowackiej połowy przeprawy - narzeka czorsztyński
wójt. Zapewnia, że gmina w ciągu tygodnia dostarczy
brakujące dokumenty do PINB i uzyska pozwolenie na użytkowanie.
Wtedy władze gminy odwołają zakaz chodzenia po kładce.
Tymczasowe zamknięcie uzasadniają oficjalnie robotami
budowlanymi przy murze oporowym na słowackim brzegu
Dunajca.
- Słowacy sprowadzili ciężki sprzęt, są głębokie wykopy.
Lepiej nie kusić losu - dodaje wójt Janczy.
więcej
informacji i wywiad - gazeta.pl