W poniedziałek ogłoszono, że do konkursu na budynek
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie zakwalifikowano
76 - polskich i międzynarodowych biur projektowych,
w tym kilka wybitnych. Od wczoraj wiemy też, kto się
nie zakwalifikował. Ta lista jeszcze dłuższa. Są tu
wielkie gwiazdy światowej architektury, np. Zaha Hadid
i Richard Meier, oraz 121 innych biur i zespołów z Polski
i ze świata.
Urodzona w Iraku Zaha Hadid, laureatka Nagrody Pritzkera
(zwanej Noblem architektonicznym) wciągu ostatnich lat
przeżywa apogeum sławy. Jej londyńskie biuro realizuje
wiele zamówień z całego świata, także na budynki muzealne.
Zaprojektowała m.in. muzeum w Wolfsburgu w Niemczech,
centrum sztuki nowoczesnej w Rzymie, muzeum sztuki współczesnej
w Cincinnati w USA. Należy do ścisłej czołówki radykalnej
awangardowej architektury, jej styl określany jest jako
dekonstruktywizm.
Richard Meier to wielki architekt amerykański. Tworzy
w tradycji modernistycznej - jest autorem np. Getty
Center w Los Angeles, Museum of Modern Art w Barcelonie,
laureatem Pritzkera z roku 1984. Kilka dni temu pisaliśmy
w "Gazecie" o jego głośnej realizacji w Rzymie
- muzeum starożytnego ołtarza Ara Pacis.
Przepisy zmieniły się za późno
Muzeum Sztuki Nowoczesnej powstaje na rozległej działce
w sąsiedztwie Pałacu Kultury. Ma być wybudowane do 2010
r. Budowa będzie finansowana przez ministra kultury
i prezydenta Warszawy oraz z funduszy unijnych. Koszt
budowy wyniesie około 270 mln zł. Muzeum będzie miało
ok. 30 tys. m kw. Ma pokazywać i gromadzić sztukę najnowszą
- polską i międzynarodową.
Komisja konkursowa i prawnicy z Urzędu Miasta Warszawy
(organizatora konkursu) przejrzeli 199 wniosków. Dyrektor
projektu Muzeum Tadeusz Zielniewicz powiedział wczoraj
"Gazecie", że większość wniosków zdyskwalifikowano
z przyczyn formalnych, czyli z powodu niedostarczenia
jakiegoś dokumentu. Konkurs finansowany jest ze środków
publicznych i podpada pod ustawę o zamówieniach publicznych.
- Gdyby dopuszczono wniosek zawierający uchybienie formalne,
decyzja ta mogłaby być zaskarżona przez pozostałych
kandydatów - mówi Zielniewicz.
Polskie przepisy utrudniają start w konkursie architektom
zagranicznym. Regulamin konkursu zawiera np. wymóg dostarczenia
świadectwa o niekaralności z Krajowego Rejestru Karnego
"wystawionego nie wcześniej niż sześć miesięcy
przed upływem terminu składania wniosków". Wymaga
też, by wniosek oraz wszystkie dokumenty były dostarczone
po polsku, a jeśli po angielsku, to z tłumaczeniem na
polski. A także, by każdy z ubiegających się o dopuszczenie
do konkursu przedstawił zaświadczenie o uiszczeniu podatków
i składek na ubezpieczenie społeczne lub zdrowotne we
własnym kraju.
Zgodnie z polskim prawem budowlanym, by projektować
architekturę w Polsce, trzeba mieć polskie uprawnienia
zawodowe i być członkiem Izby Architektów. Architekci
z Unii Europejskiej muszą się poddać w Krajowej Izbie
Architektów zawodowej weryfikacji, która trwa do kilku
tygodni.
Ustawa o zamówieniach publicznych właśnie została znowelizowana,
jej zliberalizowane przepisy weszły wżycie 25 maja.
Pozwalają m.in. na uzupełnienie dokumentów w trakcie
trwania konkursu. Niestety, za późno dla ogłoszonego
w grudniu 2005 roku konkursu na warszawskie muzeum.
Wespół w zespół
Wśród 76 wniosków, które przeszły przez konkursowe
sito, jest 49 polskich i tylko 27 międzynarodowych,
niemal dwa razy mniej. Wśród odrzuconych jest około
20 polskich zespołów, cała reszta to zagraniczne.
Oprócz Zahy Hadid i Richarda Meiera, do złożenia projektu
nie zostali dopuszczeni inni wybitni twórcy, np. Brytyjczycy
David Chiperfield i Colin Fournier. Ten ostatni dwa
lata temu zbudował w austriackim Grazu razem z Peterem
Cookiem niezwykły kosmiczny budynek galerii Kunsthaus.
Zakwalifikowała się polska czołówka, m.in. zespoły:
Andrzeja M. Chołdzyńskiego, Andrzeja Kicińskiego, Stefana
Kuryłowicza, Marka Budzyńskiego. Ze światowej czołówki
mamy w konkursie już tylko kilka nazwisk. Na przykład
Zvi Heckera. To architekt urodzony w Krakowie, od lat
50. mieszkający w Izraelu, a ostatnio pracujący w Berlinie.
Hecker startuje samodzielnie.
Ale już sławny amerykański architekt Peter Eisenman
z Nowego Jorku, autor monumentalnego pomnika Pomordowanych
Żydów Europejskich w Berlinie, wszedł na czas konkursu
we współpracę z zespołem warszawskim Bulanda - Mucha
Architekci. Bulanda i Mucha nie mogli startować sami,
bo nie spełniają wymogu autorstwa co najmniej jednego
budynku użyteczności publicznej o powierzchni nie mniejszej
niż 10 tys. metrów zaprojektowanego w ciągu ostatnich
trzech lat. To warunek szczególnie kłopotliwy dla Polaków,
bo w naszym kraju mało jest tak wielkich zamówień. Z
kolei Eisenman zapewne nie dałby rady w pojedynkę spełnić
licznych wymogów formalnych regulaminu.
Z krakowskim biurem Ingarden & Ewy startuje wybitny
japończyk Kengo Kuma, autor m.in. muzeum Hiroshige w
Tochigi w Japonii.
Wszyscy trzej -Hecker, Eisenman i Kuma - rok temu znaleźli
się w finałowej jedenastce konkursu na Muzeum Historii
Żydów Polskich w Warszawie. Żaden z nich nie wygrał,
pierwsze miejsce zdobył zespół Fina Rainera Mahlamäkiego.
Dlaczego wielcy architekci światowi mogli w podobnym
konkursie startować samodzielnie? Dlatego że tamten
konkurs finansowany był przez instytucję prywatną -
Stowarzyszenie Żydowskiego Instytutu Historycznego.
Można było więc przyjąć bardziej liberalny regulamin.
Tak jak w obecnym konkursie jury przeprowadziło wstępną
selekcję kandydatów. Wniosków było 119 i też z całego
świata. Ale np. można było przysyłać dokumentację w
języku angielskim. Dopiero kiedy już wybrano projekt
zwycięski, przeszedł on przez wszystkie urzędowe weryfikacje.
Projekt Rainera Mahlamäkiego został właśnie zaakceptowany
przez Urząd Zamówień Publicznych.
więcej
gazeta.pl