Oferty można było się zgłaszać do wczoraj.
- Po bardzo wstępnej analizie zgłoszeń wydaje się, że wszystkie
konsorcja spełniają kryteria dopuszczenia do przetargu -
informuje Michał Borowski, naczelny architekt miasta. Miasto
sprawdzi m.in. doświadczenie i wiarygodność finansową firm.
Dopiero po rozmowach z konsorcjami miasto
zdecyduje, co właściwie ma być budowane: jak duży stadion
(na razie mowa jest o obiekcie na 35-50 tys. miejsc), czy
z dachem oraz, jakie i ile komercyjnych obiektów będzie
mogło go otoczyć. Rozstrzygnięcia - w drugiej połowie sierpnia.
Wtedy firmy określą, ile to pochłonie inwestycja.
Emocje już kipią. Urbaniści alarmują, że nawet obiekt na
35 tys. widzów zakłóci historyczną kompozycję Osi Stanisławowskiej.
A stołeczni kibice piłki nożnej oburzają się, że stadion
nie będzie większy, niż 50 tys. miejsc - to wyklucza Warszawę
z grona miast, w których można będzie rozegrać mecz finałowy
mistrzostw świata (Polska wraz z Ukrainą ubiega się o ich
organizację). I jedni, i drudzy podpowiadają, że lepiej
zmodernizować Stadion Dziesięciolecia. Jednak władze miasta
nie chcą ich słuchać.
Osobną sprawą jest, czy przetarg na stadion się uda. Organizowany
jest w tej samej formule, co ten na odbudowę pałaców Saskiego
i Brühla na pl. Piłsudskiego. Do niego też zgłosiły się
poważne firmy, ale ofert w końcu nie złożyły. Uznały, że
warunki stawiane przez miasto nie gwarantują im zysku.
Ratusz liczy, że szanse przetargu na sukces wzmocni Ustawa
o partnerstwie publiczno-prywatnym, która czeka na głosowanie
w Senacie (Sejm już ją przyjął). Pozwoli ona zapłacić za
stadion częścią gruntu przy Łazienkowskiej. - Choćby fragmentem
działki, na której inwestor będzie chciał zbudować np. hotel
- mówi Michał Borowski. To zmiana stanowiska miasta - wcześniej
mówiono, że teren Legii pozostanie własnością samorządu.
|