Jolanta Brózda: Wypiłby Pan chętnie kawę w tubie Silvestrina?
Prof. Andrzej Wielgosz: Pomysł na zagospodarowanie dachu
muzeum jest potrzebny, ale propozycja, którą zobaczyłem
w "Gazecie", to totalne nieporozumienie. To
tak jakby na muzeum postawić hamburgera.
Pan porównuje tubę Silvestrina do hamburgera?
- Tak, bo jest kompletnie bez znaczenia. Rozumiem architekturę
jako szczególny podział przestrzeni, której wartość nie
wyczerpuje się tylko w użyteczności.
Co jest nie tak z projektem Silvestrina?
- Ta forma mogłaby się znaleźć w każdym innym miejscu,
więc wybiega poza kontekst tej przestrzeni. Podobne wrażenie
zrobiłoby postawienie na dachu czegokolwiek, na przykład
hamburgera. To miniony świat, forma pochodzi chyba z czasów
popartu.
Czyli jest niemodna?
- Jest płytka, pusta, nie niesie istotnych znaczeń.
Ale może być przyciągająca, może być punktem widokowym
w Poznaniu. Architekt Wojciech Hildebrandt powiedział
o niej: "to peryskop w górę na świeże powietrze".
- Ale to jest literatura, a nie architektura. Projekt
robi wrażenie, jakby pochodził z komiksów, z rysunków
satyrycznych.
Może właśnie przez to, że forma jest niemodna, pasuje
do budynku zaprojektowanego w latach 70.?
- Trudno powiedzieć. Nie widziałbym żadnego uzasadnienia
dla takiej formy w takim kontekście. W tej chwili jest
kilka konkursów na architekturę o charakterze kulturalnym,
np. na Muzeum Żydowskie w Warszawie. To zupełnie inny
świat form, inna filozofia.
Jaka?
- Przede wszystkim bardzo otwarta. Szuka się tego, co
nie tyle powodowałoby konfliktu z otoczeniem, ale łagodnie
się w niego wpisywało. W końcu ktoś budynek poznańskiego
muzeum projektował i miał swoje racje. Nie możemy uważać,
że tylko my mamy rację. Nie garnąłbym się do rewolucyjnych
pociągnięć architektoniczno-urbanistycznych, zarówno jeśli
chodzi o Muzeum Narodowe, jak i Arsenał, który jest znakiem
swoich czasów. Był czas, że tę architekturę akceptowano,
teraz jest inny czas. To nie jest wystarczający powód,
żeby niszczyć, zmieniać.
Tuba intrygowałaby, byłaby formą "z przymrużeniem
oka".
- Ale wtedy miałaby charakter dowcipu. Obroniłaby się,
gdyby była tymczasową instalacją, skupiająca uwagę na
problemie tej przestrzeni, a nie na jego rozwiązaniu.
Jest sporo przykładów w historii, gdzie architektura jest
interpretowana, rozwijana, ale rzadko kiedy dzieje się
to na zasadzie energicznego wprowadzania elementów, które
zaprzeczają wcześniej powstałym formom.
Jakiś przykład?
- Może to, co wszyscy znają: piramidka w Luwrze. Odnosi
się do idei obiektu, w którym funkcjonuje.
To znaczy do muzeum i jego zbiorów?
- Tak, poza tym spełnia określone funkcje, ma wyszukaną
formę, jest cytatem pokornym wobec historii i kontekstu,
w którym się znajduje.
I jest przezroczysta.
- Tak, przezroczystość, transparentność jest znakiem
tego, co się dziś dzieje w architekturze.
Profesor Andrzej Wielgosz - architekt, prorektor poznańskiej
Akademii Sztuk Pięknych, prowadzi Pracownię Interpretacji
Przestrzeni na Wydziale Architektury Wnętrz i Wzornictwa
Tekst:
Gazeta.pl
|