|
Opuszczone postindustrialne hale o łącznej
powierzchni ponad 2 tys. metrów kw. długo stały puste.
Teraz, gdy przeszły pod kuratelę miasta i gdy wiadomo,
że prezydent chce tu stworzyć centrum sztuki, powstało
wokół nich spore poruszenie. Zwłaszcza że jesienią dawna
fabryka przejdzie gruntowny remont.
Miasto podpisało już porozumienie z Krakowską Grupą Multimedialną
Jarosława Knapa zamierzającą koordynować działania artystyczne
na Zabłociu.
- Otrzymałem zezwolenie na prowadzenie we wszystkich
halach niekomercyjnej działalności kulturalnej i edukacyjnej.
Już w lipcu otworzymy wystawę rzeźby i malarstwa studentów
ASP - zapowiada Jarosław Knap, wydawca gazety "Strona.Kraków",
który od kilku lat ma swoje biuro na Lipowej. (Wcześniej
współpracował z poprzednim właścicielem Emalii Grzegorzem
Hajdarowiczem). - Nie chcemy ani złotówki od miasta. Wystawę
przygotowujemy dzięki wsparciu sponsorów - wyjaśnia. Jarosław
Knap widziałby siebie w roli "operatora" Zabłocia.
Przekonuje: - Fabryki nie powinno się oddawać tylko jednej
instytucji kulturalnej. To miejsce zarówno dla pracowni
artystycznych i teatrów, jak i dla organizatorów konferencji
czy seminariów - wyjaśnia, zaznaczając, że na razie nie
może pozwolić sobie na pełny rozmach w działaniu, bo umowa
z miastem kończy się wraz z rozpoczęciem jesiennego remontu.
Informacja o tym, że mało znana w środowisku artystycznym
Krakowska Grupa Multimedialna ma koordynować działania
twórców, wywołała wiele dyskusji. Zwłaszcza że wielu artystów
ma własny pomysł na Zabłocie.
Aleksander Janicki, specjalizujący się w instalacjach
multimedialnych (na zlecenie magistratu przygotowuje koncepcję
Muzeum Miejsca w Fabryce Schindlera), podkreśla, że działania
na Zabłociu musi koordynować ktoś, kto "ma pojęcie
o rzeczywistości artystycznej", wie, jakie są trendy
itp.
Sam z grupą osób związanych ze środowiskiem kultury zastanawia
się nad zaaranżowaniem tu przestrzeni artystycznej. -
To miasto w mieście. Jedyne miejsce w Krakowie, gdzie
na przykład głośna muzyka nie przeszkadza sąsiadom - tłumaczy.
Dodaje: - Kazimierz jest już zbyt przesycony, zapchany.
Artyści przyjdą do fabryki Schindlera natychmiast, ale
tylko w sytuacji, gdy stworzy im się odpowiednie warunki.
Przede wszystkim należy obłaskawić tę przestrzeń. To musi
być rozwiązanie systemowe. Trudno na przykład otworzyć
pracownię w hali, w której nie ma ogrzewania - przekonuje.
W podobnym tonie wypowiada się Artur Wabik z drukarni
Off-Print, która na Lipowej była, "kiedy tu jeszcze
nikogo nie było": - Byli tu tacy, co chcieli robić
sztukę nowoczesną. Zaczęli od pokazywania sztuki, a powinni
od położenia papy na dachu. Przecież tu się wszystko sypie.
W takich warunkach nie da się robić nawet off-u.
|
|