|
Koncepcja miasta
wyłożona na kartach Plano Piloto opiewała trzy strategiczne
zasady planistyczne. Zgodnie z ideą poszczególne funkcje
miasta miały zostać przyporządkowane jego określonym dzielnicom,
a przejścia dla pieszych z ulicami - rozstawione w sposób
wzajem niekolidujący. Autor podobno miał nie zapomnieć również
o jedności sąsiedzkiej, do której nawiązane było w projekcie
na równym architektonicznemu poziomie (3).
Prostota, przejrzystość, porządek i przewidywalność murów
w połączeniu z kwitnącym niekłamaną serdecznością światem
stosunków międzyludzkich - czy to nie szczyt rozwiązań urbanistycznych?
Wyjęcie z szuflady pliku projektów
to nie sztuka. Ucieleśnienie go w szkle i żelazobetonie
też nią nie jest. Prawdziwy cud architektury staje się dopiero,
gdy wkracza w dom człowiek,
i gdy jest mu tam dobrze.
Brazylijski eksperyment od początku
budził ambiwalentne odczucia. Miał on podobno stymulować
gospodarcze ożywienie rzadko zaludnionego, a jednocześnie
bogatego w zasoby naturalne wnętrza kraju (4).
Jednak obok przydomków miasto przyszłości i miasto snów
(6) mówi się jednocześnie o Brasilii, jako
o największej utopii architektonicznej XX wieku
(7).
Pośród zamieszkujących stolicę Brazylijczyków
funkcjonuje swoiste określenie specyfiki tamtejszej atmosfery.
Brzmi ono: brasilitis, a jego syndromy, jak precyzuje
Bauman, to brak tłumu i tłoku, puste rogi ulic, anonimowość
miejsc i ludzkie postaci pozbawione twarzy oraz odrętwiała
monotonia otoczenia, które nie kryje żadnych zagadek, pozbawione
jest wszystkiego, co mogłoby podniecać lub zdumiewać
(8). Pnące się w górę wieżowce, bardzo
duże między nimi dystanse i ... brak chodników
(9). Tak, Brasilia była tworzona z myślą o zmotoryzowanych
urzędnikach - piesi, poruszający się siłą własnych nóg przegrywają
z mocą koni mechanicznych. Ponadto, według Plano Piloto
infrastruktura miasta była pomyślana dla ok. 300 tys.
mieszkańców. W dziesięć lat po inauguracji Brasilii jako
stolicy państwa ich liczba sięgała 520 tys. Dziś przekracza
1 mln, a imigracja nie ustaje(10).
Naturalną tego konsekwencją jest tworzenie się, okalających
miasto osiedli, na terenie których bieda jest główną rezydentką.
Dokładny ogląd zjawiska funduje wjazd na stołeczną wieżę
telewizyjną, z wysokości której dostrzega się nieprzewidziany
architektonicznie pierścień slumsów
(11).
I.
Paryska La Defence, czy berliński
Potsdamer Platz to przykłady miejsc w obliczu pokrewnych
Brasilii. Takich ośrodków jest na świecie dużo, dużo więcej
(12). Ona sama jako architektoniczno-urbanistyczne
rozwiązanie biotopu człowieka jest kulminacyjnym ucieleśnieniem
mrzonek modernistycznych architektów z początku XXw. Owe
jakości narodziły się we współpracy wychowanków Bauhausu
w Dessau, w Niemczech.
Panowie Walter Gropius - założyciel
szkoły, Ludwig Mies van der Rohe - jej dyrektor oraz Le
Corbusier to luminarze uniwersalnego stylu w budownictwie,
zwanego stylem międzynarodowym, bądź wymiennie - internacjonalnym.
Położono w nim przede wszystkim nacisk na funkcjonalność
budowli w wymiarze masowym, tzn. przeznaczono je nie
dla jednostek, lecz dla zbiorowości - czyli dla "każdego",
a mówiąc jeszcze inaczej, dla uniwersalnego człowieka, dla
człowieka w ogóle - dla anonimowego i abstrakcyjnego obywatela
świata (13). Naturalnie
ta prześwietna idea pospolitego zadowolenia okazała się
małym zaskoczeniem, jako nierealizowalna; dodatkowo funkcjonalizm,
o który miano zabiegać, nawet dyktujący warunki formie dzieła
rozwiązywano arbitralnie, za biurkiem projektanta, bez porozumienia
i uzgodnień z potencjalnymi użytkownikami, bez uwzględnienia
ich konkretnych, a nie założonych przez architekta, potrzeb
(14).
Oślepieni blaskiem maksymy
less is more młodzi architekci śmiało stawiali kreski
i uprzestrzenniali projekty. Autora tej dewizy, Miesa van
der Rohe wsławiły wznoszone
w USA, obiekty w formie zamkniętych prostopadłościanów
o regularnej siatce podziałów(...)To jemu zawdzięczamy prototyp
tak popularnych w latach 60. wieżowców ze stali i szkła,
o charakterystycznych, dzielonych w kartkę elewacjach
(15). Poprzez wyeliminowanie reagujących na
grawitację, ciężkich dekoracji, ornamentów nowe budowanie
(16) odzyskało przestrzeń kosztem masy.
Plan, z deski kreślarskiej Le Corbsiera, nie bez powodu
nazwany został otwartym. Pomieszczenie przestrzelił prąd
powietrza i wdarło się weń światło; ściany nośne zlikwidowano,
co zewnętrznym - powtórzmy, ze szkła i metalu - fundowało
efekt jakby tkanki skórnej (17).
A rzecz cała rozgrywała się o symfonię linii prostej, równoległej
i prostych kątów.
Nie jest tajemnicą, że ten rodzaj zagospodarowania
infrastrukturalnego uśmierca ulicę. Całkiem poważnie zapowiadał
jej pogrzeb Le Corbusier na kartach, jak ją nazywa Bauman,
biblii nowoczesności w urbanistyce, pt. La ville radieuse.
Widziana z wysokości lśniących w słońcu biurowców nie ma
prawa budzić konfuzji. Wydezynfekowana, nie wie co to przypadek,
destrukcyjny chaos, zamieszanie w mijających się bezładnie
przechodniach, którzy kupują, narzekają, płacą, śmieją się
czy, powłócząc butami, nie widzą w tym wszystkim sensu.
Sens jest, bo jest porządek, jest przejrzystość, jest higiena.
Czy śmierć ta stopniowalna do granicy w Brasili nie jest,
gdzie, jak już wspomniano, nie raczono zbudować nawet ulicznych
chodników?
Oto zuniwersalizowane,
zuniformizowane oblicze miasta, jakie stworzono tam w pędzie
do urojonej niezniszczalności. Jak wirtualna kultura elektronicznej
komunikacji znosi fizyczne dystanse, tak też podobnie nowoczesna
architektura zaprasza do krainy nie odurzającej, ale statycznej
i zrównoważonej, bo wiecznej młodości. Centra miast, prężne,
z czubkami w chmurach, tak samo niewzruszone na pogodę wczoraj,
jak i dzisiaj, po prostu ze szkła i żelbetu bez względu
na współrzędne geograficzne są odczłowieczającym miejscem
rozgrywek o losy człowieka. Tam garnitury podejmują najważniejsze
społeczeństwom decyzje. Dzieje się to w obiektach zaspokajających
cały wachlarz potrzeb, od fizjologicznych po estetyczne,
ale zapominających jednocześnie ofiarować jego użytkownikom
odrobiny ciepła niepochodzącego z central-heating
albo uśmiechu nie szczerzącego się z wygaszacza ekranu komputera
czy z plakatu, który wygrał XXI Biennale Możliwości Fotomontażu...
II.
Zastanawiając się nad fenomenem
sterylizowanego wizualnie miasta, można przywołać Baumanowski
zapis etapów jego formowania się, począwszy od przednowoczesnej,
heterogenicznej wspólnoty (18)
. Zasadza on całokształt na stosunkach władzy i związaną
z nimi organizacją przestrzeni. Z biegiem czasu, w wyniku
nieustających, tzw. bitew na mapy, miała dokonać się monopolizacja
kartografii, tzn. mapowanie przestrzeni miało zostać wyparte
przez uprzestrzennianie map. Zasady, wedle których miano
tworzyć na papierze zabudowania terenu miały za zadanie
umacniać majestat i poszerzać zasięg władzy. Z kolei w celu
ocalenia jednej, arbitralnej, pochodzącej od władzy mapy,
nie mogąc dopuszczać do oddolnych inicjatyw interpretacyjnych
(19), bądź przekształceń semantycznych ziemi
przez jej użytkowników (20),
musiano apriorycznie czynić plan czytelnym, a w następstwie
jego uprzestrzennienia - teren - łatwym do penetrowania
i kontrolowania. Ogniwem kończącym potok przekształceń,
z tematycznych racji rozważań pomijając kilka dodatkowo
umieszczonych przez Baumana, jest właśnie nowoczesne megalopolis,
z Brasilią, niczym wisienką na szczycie lodowego metrowca
pretendujących do niej w sposób nieskończony miast. Ten
śmiało wyłożony proces stopniowego duszenia się człowieka
w nienapełnialnej studni jego manii rządzenia - dokądkolwiek
zmierza, jest smutny. Niech konsekwencje takiego postępowania
podsumują takie słowa autora:
Dążenie do przejrzystości miało straszną
cenę. W sztucznie stworzonym
środowisku, wyliczonym tak, by zapewnić anonimowość oraz
funkcjonalną
specjalizację przestrzeni, mieszkańcy miasta stanęli wobec
niemal
nierozwiązywalnego problemu tożsamości. Monotonia pozbawiona
twarzy oraz
kliniczna czystość sztucznie stworzonej przestrzeni pozbawiła
ich możliwości
negocjowania znaczeń, a przez to wiedzy potrzebnej, by stawić
czoło temu
problemowi i go rozwiązać. (21)
III.
Próżne bogactwo miasta nie kończy
się na pokładach szklano-stalowych, gigantycznych biurowców.
Ludność miejska gdzieś jeszcze musi odpoczywać, na noc osiadać.
Dziełem, które pozostawił po sobie również modernizm, jest
nowoczesny typ osiedla.
Początki rewolucji w mieszkalnictwie,
pod postacią domu funkcjonalnego, przypadają już na drugią
połowę XIX w. W efekcie nasilającego się rozwarstwienia
klasowego i towarzyszącej temu atmosfery bufonady domy nowobogackiej
burżuazji w Anglii ostatkiem sił dźwigały przejrzałe wymysły
gzymsów i asymetrii, stylem naśladujące kanony budownictwa
arystokratycznego. Coraz większa ilość niemal cyrkowych
rozwiązań budziła estetyczną gorycz. Podobnie chorowały
wnętrza domów. Dzieliły się w błyskawicznym tempie według
sztucznie określanych potrzeb na bezlik pomieszczeń, od
sitting, przez dinning i drawing room
po recepion, czy niejaki parlour. Królestwo
nadmiarowości i kiczu. Na domiar złego warunki mieszkalne
nie spełniały sanitarnych kryteriów, co pozwoliło rozprzestrzenić
się naonczas groźnej epidemii cholery
(22).
Do restauracji jakości miast
Wielkiej Brytanii przystąpił William Morris, inicjator ruchu
Arts and Krafts. Wzorując się na wiejskich, nie naukowo
wspieranych, a wypływających wprost z natury i potrzeb ludzkich
sposobach operowania przestrzenią, światłem, symetrią, harmonią
miał budować domy proste, zaspakajając potrzeby ze wzmacniającymi
międzysąsiedzkie więzy na czele. Koncepcja ta przedarła
się do planów miast-ogrodów Ebenzera Howarda, francuskich
miast przemysłowych kreski Tony`ego Graniera, czy późniejszego,
wzorcowego w Stanach Zjednoczonych miasta - Radburn autorstwa
C.S. Steina i H Wrighta (23).
Idea, jaka przyświecała przedsięwzięciu, łączyła w sobie
pomysł wspólnoty społecznej i majątkowej mieszkańców oraz
powszechnej dostępności mieszkań.
W okresie po I wojnie światowej
potrzeby mieszkalne ludności dramatycznie wzrosły.
30 lipca 1933r., na IV Międzynarodowym Kongresie Architektury
Nowoczesnej (CIAM) w Atenach znajomy nam już Le Corbusier
wygłosił między innymi takie oto słowa:
Punktem wyjścia naszych rozważań jest
mieszkanie. Pozostałe funkcje miasta:
produkcja, komunikacja, powinny być rozpatrywane, jako pochodne
funkcji
mieszkania(...). Miasto-ogród zadowala egoizm jednostek,
ale niweczy
dobrodziejstwa organizacji kolektywnej. Dzięki wdrożeniu
do budownictwa
nowoczesnej techniki możemy zakładać miasta skoncentrowane
(...). Przygotujmy
miasta do nowego groźnego zjawiska ruchu. Prędkość zwykła
(ruch człowieka,
ruch konia) ustąpiła miejsca prędkości dwudziestokrotnie
większej
(zmechanizowane środki lokomocji). Rewolucja... Samochód
stwarza nowy rząd
wielkości - wymaga wprowadzenia do planów miast nowych
jednostek wymiarowania... (24)
...które Le Corbusier sam odważnie dyktował.
Dom przyszłości jawił mu się, jako powtarzlny masowy
produkt, który schodziłby z taśmy, jak samochód czy samolot
razem z wmontowanym wyposażeniem (25).
Z jego ramienia na łonie industrialnego społeczeństwa nowe
budownictwo mieszkalne przeszyła strzała, jak to już wspomniano,
funkcjonalnegoi racjonalnego projektowania, gdzie form
follows function (26).
Gromadne lokowanie rodzin na osiedlach, wyposażonych w usługowo-handlowo-edukacyjne
kompleksy, miało się okazać nie mającym sobie równych rozwiązaniem
taniego, zaspakajającego potrzeby dosłownie wszystkich,
mieszkalnictwa. Osiedla te, strukturalnie przypominające
utopię pałacowych falansterów Charlesa Fourier
(27), zdobyły sławę i rozmnożyły się po całym
świecie. Zdobyły antyhumanistyczną renomę domów-maszyn,
w których człowiek nie ruszając się z miejsca mógł wykonywać
wiele, niemożliwych do niedawna, czynności; czynności, z
których pokaźą część i tak przejął automat. Produkcję domów
opartą na metalowym szkielecie zapoczątkowano w znaczącym
czasy miejscu, a mianowicie w fabryce ...samolotów Voisin.
IV.
Le Corbusier zaintonował obok
również i taki, jednostkowy model powtarzalnego domu,
który przyjął postać studia/pracowni o otwartym przez
dwie kondygnacje pokoju dziennym ze składem lub sypialnią
na antresoli. To wszystko wstawione w formę wydłużonego
pudła i oświetlone tylko z dwóch szczytów, z tarasem na
płaskim dachu było proste i tanie w budowie. Podobizny
domów, choć przyjęte i wdrażane masowo w życie, nie spełniły
śmiałych oczekiwań modernistycznych architektów. Osiedla,
czy studia pozbawione oryginalności, ujednolicone w treści,
zapewniające mieszkańcom podobno wszystko, a przez to nie
pobudzające do żadnych poszukiwań, wysiłków okazały się
wartymi losu Priutt-Igoe.
Pruitt-Igoe to amerykańske osiedle
w St.Louis. Powstałe w latach 50. na podstawie projektu
MinoruYamasaki, otrzymało nagrodę Amerykańskiego Instytutu
Architektury za uderzającą i podobno spełniającą swą funkcję
...funkcjonalność (28).
Pruitt-Igoe to 12 000 mieszkańców
w 43 budynkach po 11 pięter, to 2 762 mieszkania!
(29)
W 1970 roku
władze stanu rozpoczęły stopniowe, ale masowe wysiedlanie
miejsca, a w dwa lata później nastąpiła totalna anihilacja
jego zabudowań. Prawie żadne państwo nie miało i nie ma
tak pokaźnych, jak Stany Zjednoczone, środków do zużytkowania
na cele socjalne. Z powodu o takim właśnie charakterze wysadzono
bowiem kawałek świata w powietrze. Pruitt-Igoe, jak i wiele
istniejących jeszcze na ziemi identycznych osiedli, nie
sprostało meandrom ludzkiej psychiki. Blokowiska ciągnące
się takim samym bezkształtem, taką samą bezbezbarwą i beztreścią
wdłuż pobocza jednego, drugiego, czterdziestego chodnika
- czy to nie sprzyja nudzie, depresji i przemocy? To już
nie pytanie, a fakt. Retorycznie zadawane, budzi tylko refleksję,
zadumę nad setkami metrów kwadratowych powierzchni świata
pokrytymi taką samą beznadzieją, bezszansą. Do odpowiedzialności
nie pociaga się nikogo, a ludzie i tak cieszą się, że mają
gdzie mieszkać. Czy o to chodziło?
Charles Jencks, lipcowe popołudnie,
w czasie którego dokonało się pamiętne zburzenie, upatruje
za dzień śmierci modernistycznej architektury
(30). Robert Venturi formułuje złośliwą względem
Miesa van der Rohe replikę: less is bore, pisze swoje
Learning from Las Vegas i buduje dla matki Chestnut
Hill House. Wszystko podobno pod egidą tzw. architektury
włączającej, a nie, jak to u modernistów bywało, redukującej
(31). Mają się tam przeplatać rozmaite wątki,
znaczenia, symbole, dotąd świadomie pomijane w poszukiwaniu
lekkości konstrukcji. Ona znowu przybiera na wadze. Wznoszą
się kolejne faszerwane treściami obiekty, jak np. przypominający
stojący zegar, a więc wreszcie ...jakiś, AT&T Headquarter
- drapacz chmur Philipa Johnsona. Charles Moore natomiast,
owładnięty manią pierwiastków lokalnych, buduje tzw. piazza,
dzielnice-oazy imitujące osiadłym cudzoziemcom rodzime otoczenia
na obczyźnie (32). Wspomniany
Jencks teoretyzuje o podwójnym kodowaniu
(33) i generalnie wszystko byłoby na miejscu
- Eskimos spowrotem zaczyna mieszkać w igloo, a Indianin
- w tipi. Materiałom budowlanym dodają temperatury - zapomniane
- drewno i plastik. Mówi się o pluralizmie, ekletyzmie,
o karnawale, który trwa...
To, co nastaje po ascetycznych
zakusach modernistów, jest naturalne. Bezruch i pustka muszą
wreszcie nabrać tempa i wypełnienia. Jakby w antytezie do
nieruchomej teraźniejszości żelazobetonu, sięga się na skraju
wytrzymałości po dojrzały owoc ludzkiej świadomości historycznej
i tworzy nowe-stare jakości. A wszyscy się cieszą, jak dzieci.
Gatunkowo dominuje pastisz. W porywach wielkiego niezaspokojenia
i odreagowywania czasów semantycznej ciszy Pruitt-Igoe są
i tacy, co decydują się zamieszkać w domach na kształt hot-doga,
czy lornetki!!! (34).
W latach 70. minionego wieku
jedna przesada zastąpiła drugą. Reaktywowane ironia z humorem
oddziałały i w drugą stronę - na podmioty je tworzące. Twórca
sam stał się czynnym uczestnikiem przerastania formą treści...
Do czasu? Tak, w ostatnich chwilach notuje się kolejny zwrot.
Ma on charakter retrospektywny. Oto rzecz niebywała - postmodernizm
wskrzesza modernizm.
Nowy modernizm jest, w oróżnieniu od swojego
bliźniaka z lat 30.-50., odarty z tak silnych ideologicznych,
społecznych przesłanek. Nawiązanie następuje przede wszystkim
na płaszczyźnie formalnej. Nie jest to jednocześnie nurt
wiodący. Obok niego figurują i wciąż powstają nowe maniery,
szczególnie w osobach supergwiazdorów-indywidualistów
(35), którzy nie bacząc na światowe sentymenty,
tworzą wedle własnych pasji, zachwytów. Architektura, przy
większych możliwościach technicznych, niż pół wieku temu,
bardziej, niż kiedykolwiek uświadomiona ekologicznie obiera
jakiś bliżej nieokreślony, krystalizujacy się dopiero kierunek.
Co przyniesie?
V.
Miasto. Gdy kobieta niestrudzona
wykłada z koszyka na taśmę przy kasie zupę w proszku, mleko
w proszku, sproszkowane witaminy... o regulowanej kwasowości,
z maltodekstryną, utwardzanymi tłuszczami, aromatyzowane,
z substancjami wzmacniającymi smak, glutaminianem, guanylanem,
inozynianem, uff, sodu...
Miasto. Gdy bulwarem paraduje
tłum rozpalonych ludzi, wymachujących gadgetami spreparowanych,
wymyślonych na prędce z niepokoju, tożsamości. Homoseksualisto,
alterglobalisto, zwolenniku euta-nazji, anar-chisto, pacy-fisto,
sepa-ratysto, femi-nistko, rasta-manie, naro-dowcu, meta-lowcu,
hooli-ganie! A nie! Nie!
Miasto. Gdy w godzinach szczytu chłopiec z tornistrem próbuje
przemierzyć jedno z jego niebezpiecznych skrzyżowań. Próbuje
nie zakrztusić się tonami miazmatów wypluwanych z rur wydechowych
blaszanych pojazdów i nie widzieć, jak one same toną w swych
wypływach, jak bez troski dalej napędzają wielkie koło cyrkulacji
tzw. powietrza.
Miasto. Gdy pewnego ranka wychodzisz przed dom i leniwie
przeciągasz się po drzemce. Nagle, nie wierząc, przecierasz
oczy. Chcesz zgłosić na komisariacie policji, że z niewiadomych
powodów w nocy ukradziono ci horyzont, bez pytania wystrzeliwując
w powietrze korpusy betonowych budynków. Ukradziono ci zachody
słońca, podniebne popisy ptaków i korony zielonych drzew.
Obszary Ziemi, jak te szkicowane
w powyższym rozważaniu, zdają się być już nieodwracalnie
przekształconymi. Nie popadając w wymyśloną w mieście chłopomanię,
myślę sobie o połaciach prawie nietkniętych ludzkim narzędziem,
choćby o mazurskich arenach popisów glacjalnych. Uczucie,
które targa człowiekiem, gdy przemierza drogę nie do kasy,
nie na komisariat, nie przez skrzyżowanie, a przez zagrodę,
las, polanę, jest niepowtarzalnym na żadnym zurbanizowanym
terenie wydarzeniem. Zostawić labirynty miejskich arterii,
pozwolić odejść ambicji wciąż przesuwającej się granicy
ludzkich możliwości, ocalić w sobie człowieka nie grającego
na giełdzie, nie potrzebującego reanimować się kawą, nie
nudzącego się w razie remanentu wypożyczalni DVD. Biorytm,
puls życia, który się słyszy przy spuszczonych powiekach,
przebijajacym przez nie słońcu, pośród zapachu skoszonej
trawy i cykania owadów, notorycznie zagłusza się hałasem
nowych dróg, pneumatycznych młotów, wulgarnych dyskotek.
Naiwność, gdy się o czymś różnym od miasta marzy, tragedia,
gdy się tego nie ma, szczęście, gdy się tam jest.
Wersja
do druku: dokument Microsoft Word (doc)
Wersja
do druku: dokument Adobe Acrobat Reader (pdf)
BIBLIOGRAFIA
1) Bauman Zygmunt, Globalizacja
i co z tego dla ludzi wynika, tłum. Ewa Klekot, Państwowy
Instytut Wydawniczy, Warszawa 2000.
2) Wilkoszewska Krystyna, Wariacje na postmodernizm,
Universitas, Kraków 2000.
3) Encyklopedia Geograficzna Świata, Ameryka Południowa,
Opress, Kraków 1996.
4) Kirsch Karin, Nowa architektura
na świecie 1927-2002 - imaginacyjne muzeum pierwocin nowoczesnej
architektury. Próba udokumantowania., www.laznia.pl
5) Kozłowski Bartłomiej, Przeniesienie stolicy Brazylii
z Rio de Janeiro do Brasilii, www.polska.pl
6) Tobolczyk Marta, Jak powstał dom funkcjonalny,
muzeum.gazeta.pl
7) Tobolczyk Marta, O modernizmie w architekturze,
muzeum.gazeta.pl
8) Tobolczyk Marta, Zapomniane idee osiedli społecznych,
muzeum.gazeta.pl
9) Życiński Jacek, Budownictwo społeczne we Francji,
muzeum.gazeta.pl
10) Miasto i jego konsekwencje psychologiczne, hal.psych.uw.edu.pl
11) Oscar Niemeyer, www.sztuka-architektury.pl
PRZYPISY:
- Encyklopedia Geograficzna Świata, Ameryka Południowa,
Opress, Kraków 1996, str. 232.
- Oddana do użytku 21.IV.1960r.
- Por. ibid.
- Bartłomiej Kozłowski, Przeniesienie stolicy Brazylii
z Rio de Janeiro do Brasilii, www.polska.pl/aktualnosci/kalendarz/kalendarium/article
- Ibid.
- Ibid.
- Oscar Niemeyer, www.sztuka-architektury.pl
- Zygmunt Bauman, Globalizacja i co z tego dla ludzi
wynika, tłum. Ewa Klekot, Państwowy Instytut Wydawniczy,
Warszawa 2000, str. 54-55.
- Bartłomiej Kozłowski, op.cit.
- Por. Encyklopedia..., str. 233.
- Bartłomiej Kozłowski, op.cit.
- Należy jednocześnie pamiętać, że Brasilia to jedyny
w swoim rodzaju ośrodek - wzniesiony został na surowym
terenie, z materiałów budowlanych sprowadzanych z daleka,
przy braku jakiegokolwiek środowiska historycznego, w
który wplatane mogłyby być żelbetowe konstrukcje. To ważna
linia demarkacyjna w grupie tak myślanych miast (bądź
ich fragmentów).
- Krystyna Wilkoszewska, Wariacje na postmodernizm,
Universitas, Kraków 2000, str. 157.
- Ibid., str. 158.
- Marta Tobolczyk, O modernizmie w architekturze,
muzeum.gazeta.pl/Iso/Plus/Dom/Wiearch
- Por. Karin Kirsch, Nowa architektura na świecie 1927-2002
- imaginacyjne muzeum pierwocin nowoczesnej architektury.
Próba udokumentowania., www.laznia.pl/download/NBI
- Por. Krystyna Wilkoszewska, op.cit., str. 157.
- Zygmunt Bauman, op.cit.
- Por. ibid., str. 39.
- Por. ibid., str. 40.
- Ibid., str. 57.
- Marta Tobolczyk, Jak powstał dom funkcjoanlny?,
muzeum.gazeta.pl/Iso?Plus/Dom/Wiearch
- Marta Tobolczyk, Zapomniane idee osiedli społecznych,
muzeum.gazeta.pl/Iso/Plus/Dom/Wiearch
- Ibid.
- Marta Toboloczyk, Jak powstał....
- Krystyn Wilkoszewska, op.cit., str. 158.
-
która to idea, w wyniku politycznych zamieszek, spłodziła
w latach 40. XIXw. tylko jeden falanster, zwany osiedlem
Napoleona. Por. Jacek Życiński, Budownictwo społeczne
we Francji, muzeum.gazeta.pl/Iso/Plus/Dom/Wieach
- Por. Krystyna Wilkoszewska, op.cit., str. 159.
- Por. Miasto i jego konsekwencje psychologiczne,
hal.psych.uw.edu.pl/katalog2001/specjalizacyjne/srodow
- Por. Krystyna Wilkoszewska, op.cit., str 160.
- Por. ibid., strl. 162.
- Por. ibid., str. 162-163.
- Por. ibid., str. 167.
- Por. Marta Tobolczyk, O modernizmie...
- Marta Tobolczyk, O modernizmie...
|
|